piątek, 11 września 2020

Taco Hemingway - Europa

No cóż, sam nie sądziłem, że kiedykolwiek pojawi się tutaj rapowa płyta. Ale życie bywa przewrotne, a ja od roku jestem wielkim fanem Taco Hemingwaya. I właśnie ten jegomość wypuścił niedawno aż dwie nowe płyty - „Jarmark” i „Europę”. A nie ma lepszej okazji do napisania o jednym ze swoich ulubionych artystów niż niedawna premiera jego muzyki. Dlatego dzisiaj weźmiemy na warsztat tę drugą pozycję. 

Dlaczego akurat „Europę”? Bo uważam, że jest zdecydowanie lepsza. Przede wszystkim jest bardzo spójna pod względem brzmienia i przez to nabiera niepowtarzalnego klimatu. Ten potęgowany jest przez „dzienniki”, powoli tłumaczące myśl stojącą za powstaniem albumu. Jedyny utwór, który się pod tym względem wyróżnia to „Ortalion”, ale jemu możemy to łatwo wybaczyć. To najbardziej „nośna” piosenka na albumie, a do tego posiada naprawdę niezłą końcówkę z saksofonem. Pozostając nadal w temacie brzmienia, należy mocno pochwalić twórców beatów. Jak to mówią raperzy - no jest sztos. A jak wjeżdża Lanek to już w ogóle nie ma czego zbierać. Naprawdę polecam przesłuchać „Luxembourg” oraz „Na Paryskie Getto Pada Deszcz” (ciekawostka – wokalnie udziela się tutaj Borucci, jeden z producentów). Zdecydowanie najlepsze utwory na płycie.



Jeśli chodzi o gości, to jestem bardzo zaskoczony zwrotką Bedoesa. Powiem szczerze, że „NIEPŁACZĘPONOTREDAME” od Quebonafide (gdzie Bedi również się udzielał) totalnie mi się nie podobało, bo zdecydowanie starano się zawrzeć zbyt wiele emocji w zwykłym refrenie. Dlatego trochę obawiałem się, że jego sposób rapowania będzie pasował do stylu Taco jak pięść do nosa. A tu niespodzianka, bo w tytułowej „Europie” Bedoes odnalazł się idealnie. Bez niepotrzebnej ekspresji, na spokojnie. Na pewno będę często wracał do tego numeru. A co z innymi gośćmi? OKI wypadł świetnie, Szpaku też spoko, choć fanem jego twórczości nie jestem. Borucci nawinął bardzo ładne zwrotki, ale o „Na Paryskie Getto Pada Deszcz” już wspominałem.  

To teraz pogadajmy o tekstach. Czytałem wcześniej kilka recenzji i po prostu boli mnie tysięczne porównanie do „Trójkąta Warszawskiego” i to gadanie w stylu „bo kiedyś było lepiej”. Być może ja na to inaczej patrzę, bo zaczynałem swoją przygodę z Taco od „Szprycera”, ale uważam że nie było lepiej. Było inaczej. Wydaje mi się, że raper teraz przykłada większą wagę do melodii i brzmienia niż na początku swojej kariery. Dlatego porównywanie dwóch odmiennych od siebie albumów nie ma najmniejszego sensu. Szczególnie, że twórczość Hemingwaya zauważalnie zmieniała się na przestrzeni lat. Czy przez to teksty stały się gorsze? Możliwe, ale to nie znaczy że na tym albumie artysta śpiewa (czy tam rapuje) o niczym. To nadal mądry przekaz. Mamy tutaj przestrogę przed narkotykami czy sławą, a także przed wieczną pogonią za sukcesem. Do tego dodajmy osobiste przeżycia Filipa oraz spinające wszystko dzienniki. W ten sposób prezentuje nam się dopracowana całość, na którą nie jestem w stanie narzekać. Może wydźwięk całości jest depresyjny, ale na koniec ukazuje nam się jakaś iskierka nadziei, że ta cała zaprezentowana nam przygoda może mieć jednak dobre zakończenie.



Od dnia premiery katuję ten album niemal codziennie. Niektóre zwrotki już znam na pamięć, a moi sąsiedzi zapewne zaczynają mnie nienawidzić, ponieważ uczę się śpiewać „Ortalion” z pamięci (choć „śpiewać” to za dużo powiedziane). Jeśli wy też chcecie spędzić miłe chwile z naprawdę dobrą muzyką, to polecam z całego serca. Nawet jeśli jesteście fanami rocka, to i tak możliwe że ten album wam podejdzie. Bo są tutaj po prostu dobre piosenki. Ba! One są rewelacyjne.

PS Brawa za okładkę, jest cudowna i cudownie nawiązuje do treści płyty.

PPS W jednej recenzji ktoś się nawet Bedoesa czepiał za niezbyt udany tekst. Tylko, że moim zdaniem siła Bedoesa leży w totalnie innym miejscu. Polecam przesłuchać „Vogue” i zobaczyć jak bardzo przebojowy jest to utwór. Refren po prostu wgryza się w głowę i nie chce z niej wyjść.