sobota, 11 kwietnia 2020

Behemoth - I Loved You At Your Darkest

Osobiście uważam, że kierunek obrany przez zespół na "The Satanist" był strzałem w dziesiątkę. Lekkie złagodzenie brzmienia czy uzupełnienie całości o wpływy rockowe dało nam jeden z najlepszych metalowych albumów w minionym dziesięcioleciu. Czy "I Loved You At Your Darkest" stanęło na wysokości zadania i utrzymało poziom swojego poprzednika? Zapraszam do przeczytania recenzji.


Zacznijmy od tytułu, bo ten znacznie wyróżnia się na tle pozostałych dzieł Behemotha. Wcześniejsze wydawnictwa sygnowane były dość prostymi hasłami. Można tutaj wymienić nie tylko wspominany "The Satanist", ale również "Evangelion" czy jeszcze wcześniejszy "The Apostasy".Tym razem mamy coś nie tylko dłuższego, ale znacznie bardziej wyrafinowanego. Tytuł jest nawiązaniem do biblijnego Listu do Rzymian. Prawdopodobnie chodzi tutaj o fragment "Otóż Bóg w tym okazuje swą miłość względem nas, że gdy byliśmy jeszcze grzesznikami, [sprawił iż] umarł za nas Chrystus". Dzięki temu dostajemy już na starcie pole do interpretacji. Sam Nergal (będący wokalistą zespołu) tłumaczy to w ten sposób, że "I Loved You At Your Darkest" odnosi się do ciemnej strony natury ludzkiej. Do tej złej cząstki w każdym z nas, którą powinniśmy zaakceptować. Jeśli zaś zapomnimy na chwilę o słowach Nergala i weźmiemy pod uwagę samą Biblię, to myślę, że można to rozumieć w inny sposób. W końcu Bóg ukazał swoją dobroć dopiero wtedy, kiedy ludzie byli tego najmniej warci. 


A co w samej muzyce? Przede wszystkim - dużo nowości. Dość powiedzieć, że Nergal dosłownie zaśpiewał w niektórych kawałkach. Zrobił to w odpowiednio posępny i dopasowany do całości sposób, jednak ciężko zaprzeczyć że jest to poważna zmiana w twórczości tego zespołu. Najlepszym przykładem jest "Bartzabel" (inspirowany twórczością znanego okultysty, Aleistera Crowleya) w którym brutalność ładnie łączy się z czystym śpiewem w refrenie. Należy wymienić również "Sabbath Mater", choć tutaj uderzają w nas przede wszystkim oczywiste wpływy rockowe. Takie wrażenie wywołuje w nas nie tylko ponownie zaśpiewany refren, ale m.in. także występująca tutaj gitarowa solówka. Za to "Ecclesia Diabolica Catholica" raczy nas w swym zakończeniu dźwiękami gitary akustycznej. Z kolei w "God = Dog" usłyszymy dziecięcy chór, a zamykająca album "Coagvla" to przede wszystkim popis występującej tutaj orkiestry pod dyrekcją Jana Stokłosy. Nie można więc zaprzeczyć, że zespół wydał bardzo urozmaiconą płytę. I ta różnorodność naprawdę tutaj działa. 


Na koniec chciałbym wspomnieć o elemencie, który mnie dosłownie zachwycił. Dużą część książeczki dołączanej do płyty stanowią fotografie Sylwii Makris. Nawiązują one do religijnych obrazów i w swym założeniu mają jak najbardziej je przypominać. Efekt jest wręcz powalający, ponieważ zdjęcia faktycznie wyglądają jak malowane dzieła sztuki. Polecam sprawdzić, chociażby na Instagramie należącym do wyżej wymienionej Pani.

Adam "Nergal" Darski stwierdził w jednym z wywiadów, że nie chce by omawiany album został jedną z wielu metalowych płyt, które wyszły w 2018 roku. Myślę, że to niemożliwe. Behemoth stworzył kolejną wyjątkową pozycję, którą każdy fan ciężkich brzmień powinien znać. 

W tekście posiłkowałem się Biblią oraz dwoma wywiadami - jeden z nich ukazał się w Teraz Rocku (nr 11/2018), drugi znajduje się na Youtube i został przeprowadzony przez Interię ("Jedenasta płyta Behemotha -cały wywiad z grupą Behemoth"). Wypowiedź o znaczeniu tytułu płyty można znaleźć również w filmiku "Anywhere.pl - Adam Nergal Darski wywiad cz. I".