Nie potrafię się
przekonać do Disturbed. Z ich wszystkich płyt w pełni lubię tylko
tę pierwszą. W pozostałych każdy kawałek brzmi prawie
identycznie. Zwykle ciężko mi sobie zdać sprawę, czy leci już
następny numer, czy może to jeszcze ten poprzedni. Większość
pewnie nie zgodzi się ze mną, ale ja tak to słyszę i swojej
opinii nie zmienię. Ale do czego w ogóle dążę? A do tego, że w
tym zespole jest David Draiman, który nadaje się do czegoś
lepszego. Do grup takich jak Device właśnie.
Jak
na razie David wraz ze swoim kolegą Geno Lenardo wydali jeden krążek
pod tym szyldem. O mało oryginalnej nazwie, bo zatytułowali go po
prostu „Device”. Ale to mały problem, w końcu to muzyka ma się
bronić, a nazwa jest sprawą drugorzędną. No i się broni i to
bardzo. Ostatnio chyba codziennie odsłuchuję sobie ten album, a
wcześniej również często do niego wracałem. Można napisać, że
od tych dwóch lat od jego premiery moje zainteresowanie nim prawie
nic nie zmalało. Nie jest to duży wyczyn w muzyce rockowej, ale i
tak jestem zadowolony, że również dziś powstają płyty, które
potrafią mnie porządnie zainteresować.
Ciężar
wymieszany z dobrą melodią. To jest pierwsze co zauważam, gdy
włączam tę płytę. Trudno zresztą tego nie zauważyć – wiele
można powiedzieć o „You Think You Know”, ale nie to, że jest
to cichy utwór. Razem z następującym po nim „Penance” oraz
„Hunted” najbardziej przypomina muzykę Disturbed. Ale to nie
wada, są zrobione przyzwoicie („Hunted” to nawet bardziej niż
przyzwoicie) i nie występuje przy nich problem, o którym pisałem
na początku. Pomylić ich się nie da, to definitywnie trzy różne
kompozycje. Na trzecim miejscu jest „Vilify”. Jest przebojowy, co
było zapewne jedną z przyczyn wybrania go na pierwszego singla.
Mnie osobiście zachęcił do zakupienia płyty, więc rolę swą
pełni odpowiednio. A po nim wkraczamy już głównie w utwory
nagrane wspólnie z innymi wykonawcami. To jest największa zaleta
debiutu. Gości jest naprawdę sporo, a są to osoby mające niemałe
doświadczenie i dodające sporo do kawałka w którym występują.
Jeśli kogoś nie przekonują moje słowa to wystarczy posłuchać
„Haze” w którym (obok Draimana oczywiście) śpiewa M.Shadows z
Avenged Sevenfold. Albo coveru Lity Ford i Ozzy'ego „Close My Eyes
Forever”. W tej wersji zaśpiewała Lzzy Hale i prawdą jest, że
wersja Device nie dorównuje w żaden sposób oryginałowi, ale i tak
jest to kawał porządnej roboty. Kto jeszcze tutaj jest? Tom
Morello, Serj Tankian oraz Terry „Geezer” Butler. A tych dwóch
ostatnich wystąpiło w jednym kawałku „Out of Line”. Więc nie
muszę tłumaczyć, że to dobry utwór.
Jest
jeszcze kawałek w którym zaśpiewał Glenn Hughes, ale jego
zostawiłem specjalnie na koniec, bo muszę sobie trochę ponarzekać.
„Through It All” troche odstaje od reszty. Widać, że
poprzednicy byli zdecydowanie lepsi i przez to ten pozostawia mały
niesmak. Niezły kawałek, ale poniżej oczekiwań.
Kolejna
płyta, którą muszę polecić. Lubisz Disturbed? Powinieneś to
przesłuchać, w końcu jest tutaj ten sam wokalista. Klimat tego
zespołu też się tutaj pojawia. A jeśli nigdy ich nie lubiłeś?
To tym bardziej polecam. W końcu sam mam niezbyt dobre zdanie na ich
temat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz