sobota, 29 kwietnia 2017

Korn - The Path of Totality

Mam strasznie duży problem z tą płytą. Przyznam, że często do niej wracam, bo zawiera bardzo dobre kawałki. Z drugiej strony ciężko nie przyznać racji osobom, które za tym tytułem nie przepadają. Bo trzeba postawić sprawę jasno - "The Path of Totality" to zwykły średniak. Korn miał wielkie plany. Połączenie dubstepu z rockową muzyką miało stworzyć nowy gatunek. I być może tak się stało, ale chyba nie tego po nich oczekiwano. 


Pomysł, choć bardzo kontrowersyjny, mógł się udać. Dobrym przykładem na poparcie tej teorii jest "Get Up!" nagrany razem ze Skrillexem. Są gitary? Są. Jest elektronika? Oczywiście, że jest. A wszystko to podane w odpowiednich proporcjach. Każdy słyszy, że to Korn, a "łamany" mostek oraz obecność dubstepu pokazują, że Skrillex również miał tu dużo do powiedzenia. "Narcissistic Cannibal" jest już inny, bo mocno stawia na melodyjność (ten refren!), ale nadal trzyma wysoki poziom. Dlatego szkoda, że cały album już się tak dobrze nie prezentuje. Jest po prostu... różnie. Chyba najgorszym utworem z całej jedenastki jest "Let's Go!". Ratuje go tylko partia gitary basowej w środku. I to wyłącznie dlatego, że tego instrumentu praktycznie na reszcie albumu nie ma. Jeśli chodzi o refren to nie oferuje on niczego ciekawego, a w dodatku jest okropnie zaśpiewany. Zwrotka prezentuje się tylko trochę lepiej, a całość dobija zbyt prosty tekst. Bardziej atrakcyjnie wypada "Kill Mercy Within", ale tutaj mamy przykład zaprzepaszczonego potencjału. Wszystko dobrze się zaczyna, ale później znowu słychać brak pomysłu na refren. W tym kawałku pojawia się również problem, który dotyka praktycznie każdego innego utworu z tej płyty- coś jest nie tak z mostkiem. Jest po prostu wepchnięty na siłę, mało rozbudowany (w wymienionym kawałku to krótki motyw zagrany na gitarze, plus klawisze). "Burn The Obedient" z kolei cierpi przez swoją długość (trwa dokładnie 2 minuty i 38 sekund) i z tego powodu każdy motyw w nim zawarty jest zbyt krótki i nie ma szans na interesujące rozwinięcie.


Otwierający "Chaos Lives In Everything" jest naprawdę w porządku, ale boli taka mała obecność gitar (można by je trochę podgłośnić, bo one gdzieś tam są). Jednak mimo wszystko i tak stawiam ten utwór na równi z "Get Up!" i "Narcissistic Cannibal". Kto wie, może gdyby wszystkie kawałki nagrano razem ze Skrillexem, byłby to naprawdę przełomowy album (stworzono z nim właśnie te trzy utwory, w jednym z nich obecny jest również Kill The Noise). Choć taki "Bleeding Out" w niczym im nie ustępuje. W końcu pojawiają się naprawdę ciężkie gitary, mamy tutaj również elektroniczne dudy. Znakomite zamknięcie albumu, jeden z tych kawałków na które nie mam zamiaru narzekać. Z kolei "Sanctuary", który po kilkukrotnym przesłuchaniu może nudzić, posiada dobre zakończenie, z krzyczącym Jonathanem w tle. Miło się słucha również "My Wall", choć tutaj jakieś wady także się znajdą (w tym oczywiście za mało rozbudowany mostek).

Wersja rozszerzona albumu zawiera dwa dodatkowe utwory, czyli "Fuels The Comedy" i "Tension" I dlatego jeśli ktoś chciałby kupić sobie tę płytę, to polecam zainwestować właśnie w to wydanie. Szczególnie "Tension" jest warty uwagi. Mimo tego, że jest to praktycznie kawałek Jonathana Davisa (oraz wybranych producentów), to jednak posiada więcej mocy niż połowa utworów tutaj zawartych, m.in. słyszymy jak wokalista śpiewa scatem. 


Pod koniec przyznam, że mimo wszystko podoba mi się ta płyta. Pewnie dlatego, że po prostu lubię Korna. Ten zespół zawsze będzie miał u mnie taryfę ulgową, zawsze chętnie będę do niego wracał. Jednak, tak jak napisałem we wstępie, nie mam zamiaru udawać, że wszystko z tym albumem jest "ok". Nie jest. Dlatego można go polecić tylko najwierniejszym fanom zespołu. Reszta niech sobie go przesłucha na Spotify. Pieniądze lepiej wydać na kolejny w ich dorobku, "The Paradigm Shift", bo "The Path of Totality" was do Korna na pewno nie przekona. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz